wtorek, 27 sierpnia 2013

Paczka, katalog 12

Cześć!
Postanowiłam dzisiaj napisać post związany z dzisiejszym odbiorem paczki z zamówieniem z katalogu 12.
Oprócz kosmetyków dla klientek odebrałam zestaw lojalnościowy z którego korzystałam w katalogu 11. 


Program lojalnościowy polegał na tym, że w trakcie trwania katalogu 9, 10 i 11 po przekroczeniu pewnego progu punktowego mogłam sobie odebrać zestaw kosmetyków za 4,90zł lub za 9,90zł. Jeżeli w dwóch katalogach (z trzech w których trwał program) odbiorę nagrody za 9,90zł, to w katalogu 12 będę miała możliwość odebrać składaną suszarkę marki Philips, uwaga, za 9,90zł!
I z takiej możliwości skorzystałam, jakżeby inaczej :) 
Dzisiaj w paczce przyszła suszarka, żel i woda toaletowa.

Żel pod prysznic Discover China Cherry Orchard - żel o delikatnym zapachu kwiatów wiśni. Bardzo kojący zmysły :) 

Woda toaletowa Eclipse - swojej jeszcze nie otwierałam, ale w Filii poprosiłam o otwarty flakonik. Zapach nie jest raczej dla mnie. Bardzo świeży, ale aż drażniący. Z tego co wyczytuję to ma coś z pomarańczem i melonem. 

No i chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie rzecz. Czyli Suszarka  Philips Salon Essential.

W sumie opakowanie widziałam już wcześniej, dlatego nie było dla mnie zdzwieniem, że jest dość spore. 
Wszystkie rzeczy zapakowane były w dodatkowe folie ochronne. W pudełku są instrukcje oraz karta gwarancyjna. Tak samo jak w każdym ze sklepów z urządzeniami elektrycznymi. 

Suszarka trochę mnie zadziwiła. W sensie, że jest duża! Myślałam, że za niecałe 10zł firma da jakiś shit, a tu proszę, piękna, różowa, sprawna suszareczka. Jestem zachwycona tym, że Oriflame daje członkom Klubu takie korzyści. W przeszłości byłam konsultatnką Avon i nie przypominam sobie, żebym w ciągu pięciu miesięcy działalności dostała tyle nowych, dobrych jakościowo rzeczy. 

Suszarka jest składana, dlatego będzie dla mnie idealna po na zajęcia na basenie. 
Posiada trzy poziomy suszenia: 
I - zimne powietrze, poziom 1
II - ciepłe powietrze, poziom 1
III - ciepłe powietrze, poziom 2
Kabel do któtkich nie należy - ma ok. 160cm. 

Opcłaca się być w Oriflame? Oczywiście!!

Oprócz programu lojalnościowego zamówiłam sobie pare rzeczy. 

Odżywka Nature Secrets cytryna z miętą, która razem z szamponem już się szykuje do recenzji. To już moje drugie opakowanie. 

Żel do rąk z antybakteryjnymi ekstraktami z drzewa herbacianego i mandarynki - ponieważ jutro wyjeżdżam na obóz, gdzie dostęp do wody może być ograniczony, a rączki warto mieć czyste :) 


Dodatkowo za 0,77zł dostałam Wygładzający balsam do ust z organicznymi ekstraktami z jagód acai i granatu tylko za to, że w sumie zakupiłam trzy produkty z serii Nature Secrets.

I ostatni produkt. W Oriflame przy małych zamówieniach jest opcja płatnych dostaw, ale po co wydawać 8-11zł na samą paczkę kiedy za 11,90zł można domówić jeden z dwóch proponowanych, pełnowymiarowych produktów (co katalog inne) i paczkę dostajemy "gratis". Oto produkt z katalogu 12: Ochronna emalia do paznokci, o cenie regularnej 22zł.


Teraz pewnie się zastanawiacie ile w sumie na tym straciłam.
Ok, no to podsumowanie rachunku i zastanowienie się, czy wyrządziłam krzywdę zawartości mojego portfela.
  1. Żel Discover China: cena regularna: 12zł
  2. Eclipse: cena regularna: 36zł                          za obie rzeczy zapłaciłam 4,90zł
  3. Suszarka Philips Salon Essential: cena w RTV Euro AGD: 59,99zł, zapłaciłam: 9,90zł
  4. Odżywka do włosów: cena regularna: 13zł, zapłaciłam: 6,08zł
  5. Żel antybakteryjny: cena regularna: 14,90zł, zapłaciłam: 7,62zł
  6. Balsam do ust: cena regularna: 11zł, zapłaciłam: 0,77zł
  7. Emalia do paznokci: cena regularna: 22zł, zapłaciłam: 11,90zł
Razem: Według cen regularnych za te siedem rzeczy powinnam zapłacić: 168,89zł. NIGDY bym tyle nie wydała na takie pierdółki. Dzięki temu, że jestem członkiem Klubu Oriflame za siedem rzeczy (w tym suszarkę!) zapłaciłam 41,17zł.
Różnica? Wielka! Ile oszczędziłam? 127,72zł!


Recenzji tych produktów możecie się spodziewać w przyszłych notkach, ale oprócz tego mam masę innych kosmetyków do opisania. :)
Tak jak pisałam wyżej jutro wyjeżdżam na obóz zaliczeniowy. Przez najbliższe pięć dni możecie mnie spotkać na szlaku w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Jutro z samego rana jadę do Bielsko - Białej. Zaczynamy wędrówkę pieszą do Szczyrku i w kolejnych dniach Wisła, Przysłop, Zwardoń, Hala Rysianka, Żywiec i wszelkie przełęcze, hale oraz górki :) 
Zatem zostawiam Was z aktualnym postem i życzę udanego tygodnia. 
Osoby które pierwszy raz są na moim blogu zapraszam do czytania poprzednich recenzji. 

Do zobaczenia w przyszłym tygodniu! 
xx :) 

sobota, 24 sierpnia 2013

Grejpfrutowa zdrada

Cześć!
Dobrze, przechodzę szybko do meritum: kolejna rzecz, którą obiecałam i spełniam.
Tak jak pisałam w poprzednim kosmetykowym poście opiszę swoją zdradę. Muszę się przyznać. Nie dotrzymałam wierności jagodowo - lawendowej serii do twarzy, której zapach doprowadzał mnie do pozytywnego szaleństwa. Mimo tego, że jej aromat nadal jest moim faworytem stwierdziłam, że działanie tych kosmetyków nie jest do końca dla mnie. Okazało się po prostu za słabe.
Pewnego dnia, podczas bodajże 10 katalogu skuszona zapachem z kartki postanowiłam zaryzykować użycie serii Pure skin.
Nigdy nie lubiłam wybierać kosmetyków do twarzy z problemami skórnymi czy trądzikiem. Zazwyczaj zielone czy niebieskie kolory opakowań źle mi się kojarzyły. Wielki wybór na półkach hipermarketów i drogerii powodował, że stałam przed regałami prawie pół godziny i czytałam opisy producentów. Brałam coś do koszyka, znajdowałam coś innego, niby lepszego, więc też brałam, a tamto odkładałam. I się tak kręciłam od półki do półki. W końcu i tak wybierałam źle. Po opakowaniu (a nawet paru użyciach) miałam przesuszoną twarz albo świeciłam się jak Księżyc w pełni, więc używałam takich kosmetyków bardzo sporadycznie. Jestem pewna, że nigdy w życiu nie zamówiłabym Pure skin, gdyby była tylko w kolorze niebieskim.
Grejpfrutowe lody, zapachy jak i same owoce od kilku lat towarzyszą mi coraz częściej. Pamiętam jak mama chciała mnie karmić gorzkim owocem wmawiając, że jest dużo witamin i tak dalej (wiem, wiem, są!), ale to była dla mnie kara. Żadne soki, nawet dodatkowo słodzone nie wchodziły w rachubę. Później zaczęła mnie częstować samym miąszem i takim sposobem można powiedzieć, że się nauczyłam jeść grejpfruty. Później dorosłam do tego, że mój organizm sam potrzebował takiego smaku, więc nauczyłam się również pić grejpfrutowe soki, czasami nawet nałogowo :P
Zapach na kartce mnie zauroczył, stwierdziłam, że takie połączenie serii do twarzy z owocem może być ciekawe. Przekonałam się trochę bardziej na wprowadzeniu katalogu, gdzie miałam możliwość powąchać żel na żywo. Zaryzykowałam i kupiłam.


Pure Skin z grejpfrutem


Żel oczyszczający Pure Skin z grejpfrutem

Pure Skin Face Wash (with Grapefruit)

Opis producenta: Dokładnie oczyszcza skórę, zapobiegając wypryskom i błyskawicznie zmniejszając nieestetyczny połysk. Z ekstraktem z grejpfruta i technologią Detect™, by zwalczać niedoskonałości i dodawać skórze energii. Stosuj codziennie.

Zapach: ♥ ♥
Własnie dlatego wyżej napisałam, że zaryzykowałam. Jak dla mnie grejpfruta czuc bardzo delikatnie. Nie ma tej specyficznej cytrusowej, charakterystycznej goryczki. Dwa serduszka daję jednak za to, że żel nie pachnie jak zazwyczaj żele do oczyszczania twarzy. Ma w sobie pewną świeżość, która jest warta docenienia. Do zapachu grejpfrutowych serii z The Body Shop mu daleko.

Konsystencja i kolor: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Kolor, który w sumie tu akurat jest mało ważny, to transparentny pomarańcz.
Konsystencja kosmetyku jest podobna do trochę rozwodnionego żelu. Nie jest bardzo płynny ani zbyt gęsty. Z łatwością rozprowadza się po twarzy. Po kontakcie z wodą bardzo łatwo jest go spienić.
Brak jakichkolwiek granulek.

Opakowanie: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Jak dla mnie takie opakowania do żelów do twarzy są równie perfekcyjne jak te z pompką. Wieczko zamykane na zatrzask. Miękkie tworzywo, które nawet przy wyciskaniu na pewno nie będzie się łamać (choć z łatwością żel opada na dno, więc wyciskanie ostatnich kropel raczej będzie proste :))

Użycie:
Do użycia wystarczy niewielka ilość żelu rozprowadzona na twarzy z małą ilością wody. Takie połączenie bez problemu można spienić. Żel działa na tyle delikanie, że nie powoduje podrażnień. I jeszcze raz podkreślam, że działa. Na początku trzeba uzbroić się w cierpliwość na 2-3 tygodnie, ponieważ wydobywa wszelkie niedoskonałości na powierzchnię skóry. Skutecznie oczyszcza wszystkie pory, nawet takie, które były mocno zasuszone. Wyciąga wszystko! Szczególnie polecam osobom młodym z problemami w strefie T.  Po użyciu zdecydowanie czuć oczyszczoną twarz. Nie jest naciągnięta, za to bardzo świeża. Faktycznie nie ma połysku!
Aktualnie jestem w trakcie doleczania wyprysków (moją zmorą jest wyciskanie i rozdrapywanie, nie umiem się tego pozbyć), ale p o w a ż n i e widać rezultaty. Myślałam, że jagódki mi pomogły, ale to co zrobił grejpfrut, to wielka zmiana!

PS. Jagódki polecam każdemu bez problemów skórnych. Jeżeli tylko lubicie połączenie jagody i lawendy to nawet się nie zastanawiajcie - zauroczycie się :) (a jak nie, to w Oriflame można zwrócić używany kosmetyk ) 100% gwarancji konsumenta).


Skład: AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE (och, och :(), GLYCERIN, COCAMIDOPROPYL BETAINE (ale szybko redukujemy działanie SLS :)), PEG-7 GLYCERYL COCOATE, COCO-GLUCOSIDE, SODIUM LAUROYL SARCOSINATE, GLYCERYL OLEATE, DISODIUM COCOAMPHODIACETATE, PEG-150 PENTAERYTHRITYL TETRASTEARATE, SODIUM COCOAMPHOACETATE, SALICYLIC ACID, SODIUM CHLORIDE, IMIDAZOLIDINYL UREA, PEG-6 CAPRYLIC/CAPRIC GLYCERIDES, PARFUM, CITRUS PARADISI FRUIT EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, BENZOPHENONE-4, DISODIUM EDTA, MENTHOL, UNDECYLENOYL GLYCINE, SODIUM HYDROXIDE, METHYLPARABEN, CI 14700, CI 15985

Ocena końcowa: ♥ ♥ ♥ ♥
Cena regularna: 23zł/150ml



Tonik Pure Skin z grejpfrutem

Pure Skin Face Toner (with Grapefruit)

Opis producenta: Wspaniały sposób na udany początek i zakończenie dnia! Tonik zwęża pory skórne, zapobiegając zaskórnikom, oraz usuwa pozostałości zanieczyszczeń. Z ekstraktem z grejpfruta i technologią Detect™, które razem zwalczają wypryski i dodają skórze energii. Stosuj codziennie.

Opakowanie: ♥ ♥ ♥ ♥
Tonik jest zakręcany. I tu sama nie wiem co o tym myśleć, ponieważ prkatyczniejsze byłoby zamknięcie na zatrzask, ale zawsze mam wrażenie, że dochodzi tam zbyt wiele powierza i toniki się ulatniają. W sumie, nie przeszkadza mi to, że opakowanie jest odkręcane. Otwór jest na tyle duży, że nie trzeba naciskać tubki, żeby tonik wytrysnął pod wielkim ciśnieniem. Wystarczy delikatnie wstrząsnąć nad wacikiem.

Zapach: ♥ ♥ ♥ ♥
Mocniejszy od żelu. Mnie się bardziej podoba. Jest mocno orzeźwiający i bardziej czuć grejpfrut, ale nadal nie jest to The Body Shop :P

Konsystencja i kolor: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Znów kolor nieporzebny jest do funkcjonowania produktu, ale mimo to napiszę - lekko zabarwiony na pomarańczowy. 

Tonik jak tonik - wodnisty. Nie ma oleistych składników, więc nie ma w nim nic tłustego.

Użycie:
Twarz przecieram tonikiem zazwyczaj po umyciu żelem. Czasami zdaży mi się zapomnieć, ale nigdy nie przemywam całej twarzy tylko tonikiem. Moc orzeźwienia się podwaja. Nie zostawia tłustych śladów ani klejącej się powłoczki. Nie przyklejam się do poduszki ani moje włosy do twarzy. Względnie szybko się wchłania pozostawiając przyjemne uczucie chłodu i zrelaksowanej twarzy. Bardzo lubię moment, kiedy po oczyszczaniu (mam na myśli wyciskanie syfków - bardzo nie lubie tego określenia, fujfuj :P) tonik odczuwalnie działa w porach.
Minusem jednak jest to, że po użyciu tonik nie matuje tak jak żel, więc działanie poprzednika jest rujnowane. Mimo to, nie jest to dla mnie problemem, ponieważ rano nakładam krem na dzień, a wieczorem jest mi obojętne czy odbijam światło żarówek :P Po prostu daję żyć skórze swoim życiem.

Skład: AQUA, ALCOHOL DENAT., BUTYLENE GLYCOL, GLYCERIN, OLETH-20, SODIUM CITRATE, SALICYLIC ACID, ALLANTOIN, PARFUM, CITRUS PARADISI FRUIT EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, DISODIUM EDTA, UNDECYLENOYL GLYCINE, SODIUM BENZOTRIAZOLYL BUTYLPHENOL SULFONATE, METHYLPARABEN, CI 15985, CI 14700

Ocena końcowa: ♥ ♥ ♥ ♥
Cena regularna: 24zł/150ml




XX


czwartek, 22 sierpnia 2013

Wyniki Mini rozdania.

Moje drogie Uczestniczki - bo tylko Panie wyraziły chęć przystąpienia do konkursu.
Po pierwsze chciałam wszystkim podziękować za uczestnictwo w Rozdaniu! Tym razem zgłoszeń było dziewiętnaście. Niestety nie wszystkie były poprawne. Na początku muszę Was pochwalić, bo tylko jedno udostępnienie banera było dla mnie niewidoczne (na przyszłość: sprawdzajcie czy na pewno post jest publiczny).
Więcej "problemu" miałyście z odpowiedzią na pytanie Kiedy odbyły się moje pierwsze warsztaty, na których przyłączyłam się do Klubu Oriflame?
Ponieważ był to Test Spostrzegawczości Czytelnika nie uznawałam innych odpowiedzi niż konkretna data, czyli 10 kwietnia 2013r.
Summa summarum do losowania z poprawnym zgłoszeniem przystąpiły Uczestniczki z następującymi adresami e-mail:


  1. Sara, komputer994@o2.pl
  2. Ania, a_nusia93@buziaczek.pl
  3. Ewa, kolodziejeje@gmail.com
  4. Ania, zaczarowanaa.fashion@gmail.com  
  5. Aleksandra, olka483@vp.pl  
  6. Alina, maupasss@vp.pl  
  7. Bernadetta, bernadetaaa@interia.pl  
  8. Magdalena, justyna421@onet.pl  
  9. Ewa, ewaa101@gmail.com  
  10. Maja, maja.lewandowska@vp.pl  
  11. Monika, akasha162@onet.eu  
  12. Magda, madzia_stg@op.pl  
  13. Sabina, sabela87@gmail.com 
A teraz wyniki.
Każdej osobie został przypisany numer według kolejności zgłoszenia.
Wygenerowałam numer na stronie losowe.pl

Wylosowanym numerem jest 4, czyli zaczarowanaa - Ania, www.me-and-my-passions.blogspot.com

Gratuluję! Oczekuj mejla ode mnie :) 


Ale! Jeżeli spośród całej trzynastki znajdzie się ktoś z Wrocławia, to mam nagrodę - niespodziankę! Jeżeli znajdą się takie osoby zapraszam do kontaktu zolzamalina@gmail.com

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdanie

Hej ho! :)

Moi kochani, jak obiecałam, tak robię.
Bardzo wkręciłam się w konkursy. Pierwsza lepsza okazja, która nadarzyła się od czasów losowania, to fakt, że przekroczone zostało tysiąc odsłon mojego bloga :) Niezmiernie cieszę się z tego powodu i dziękuję!
Z tej okazji postanowiłam nagrodzić jednego z moich czytelników małym prezentem. Tym razem rozdanie jest nie tylko dla osób z Wrocławia i okolic, ale z całej Polski. :)


Do zgarnięcia dwa pełnowymiarowe produkty z serii Brazil Nuts: krem do rąk (75ml)  oraz mydełko (75g).
Olej z orzecha brazylijskiego nawilża dłonie, zapobiega przesuszaniu i odżywia. Wygładza i zmiękcza dłonie. Zostawia orzechowy zapach. 



Co zrobić by zostać zakwalifikowanym do losowania nagrody?

1. Udostępnij poniższe zdjęcie - banner z zalinkowanym adresem mojego bloga publicznie na facebooku lub na blogu.
(na facebooku banner musi być podpisany adresem mojego bloga: zolzamalina.blogspot.com)
2. Test spostrzegawczości czytelnika.
W komentarzu odpowiedz na pytanie: Kiedy odbyły się moje pierwsze warsztaty, na których przyłączyłam się do Klubu Oriflame?
3. Dane kontaktowe.
W komentarzu napisz:
- swoje imię,
- adres profilu na facebooku lub adres bloga na którym opublikowałeś/aś zdjęcie,
- adres e-mail.


Komentarze - zgłoszenia można zostawiać tylko pod tym postem do 20 sierpnia 2013r. do 23:59.
Błędne odpowiedzi, niepełne dane kontaktowe oraz brak publicznego, zalinkowanego bannera na facebooku lub blogu dyskwalifikują zgłoszenie.

Powodzenia! :)

piątek, 9 sierpnia 2013

Coke Live Music Festival 2013

Cześć Kochani!
Dzisiaj miała się ukazać kolejna recenzja, ale niestety żyję emocjami związanymi z Coke Live Music Festival 2013 i nie mogę zebrać myśli.
Mam wykupiony bilet na drugi dzień Festiwalu, ponieważ jestem fanką Florence And The Machine. Co prawda, uwielbiam także Dawida Podsiadło, Brodkę, oraz Melę Koteluk, którzy wystąpią/wystąpili już dzisiaj, ale ograniczyłam się tylko do soboty.

Fanclub FATM zorganizował pare akcji na koncert na które oczywiście się przygotowałam :D

1. "What the Florence and The Machine gave me"
Każda osoba przygotowuje kartkę z odpowiedzią, co dał/jakie uczucia wskrzesiła muzyka zespołu.
Ja jeszcze swojej kartki nie zrobiłam, ale to kwestia paru minut. Już wiem, że napisane będzie happiness.

2. Wianki ze sztucznych kwiatów na głowach, które zostaną podniesione podczas solówki w utworze Rabbit Heart.

Ja i mój wianor:

3. Brokat. Wszęęędzie brokat - na twarzy, na rękach i do rzucania w powietrze. Z moimi znajomymi kupiłam aż kilogram brokatu, który będziemy rozsypywać na wszystkich i na wszystko :D No i oczywiście na nas. Już sobie wyobrażam jak przez najbliższe tygodnie będę wymywała go spomiędzy włosów. 

Oprócz tego zrobiłam sobie koszulkę na tą specjalną okazję. Prezentuje się tak:


Absolutnie nie mogę się doczekać! Od tygodnia nie myślę o niczym innym niż Coke i Florence.
Choć zapowiadają, że pogoda nie będzie najlepsza, to i tak mam zamiar bardzo dobrze się bawić :)

Nie spieszymy się z powrotem. Niedzielę spędzimy na łażeniu po Krakowie. Od czasu do czasu warto odwiedzić ładne miejsca poza Wrocławiem :)

Nie mogę uwierzyć, że za dwadzieścia pięć godzin znowu zobaczę Florence na żywo :)
Tymczasem lecę się pakować, wyjeżdżam jutro o 11.30.  
Odezwę się po weekendzie!
Buziaki!


środa, 7 sierpnia 2013

Puder pyłkowy

Witam Was!
Po dość długiej przerwie wracam do recenzji. Szczerze mówiąc przez losowanie trochę się odzwyczaiłam od pisania, ale nadrobię!

Oriflame Beauty Studio Artist Loose Powder

Puder pyłkowy Oriflame Beauty Studio Artist

Opis producenta: Ultra-delikatny, sypki puder o przezroczystej formule, aby dopasować się do każdego typu karnacji. Dzięki niemu cera się nie błyszczy i wygląda bez zarzutu. Zawiera kompleks Illuma Flair™, który sprawia, że skóra wygląda naturalnie w każdym świetle.

Opakowanie: ♥ ♥ ♥ ♥  
Puder jest odkręcany, dlatego jeżeli nie zamkniemy źle opakowania, to raczej nie ma możliwości, żeby wysypał się w kosmetyczce.
Kolorystyka opakowania sprawia, że produkt wygląda dość gustownie i elegancko.
Nie mamy bezpośredniego kontaktu z pudrem, ponieważ oddzielony jest wieczkiem z otworkami. I właśnie dlatego minusem było dla mnie pierwsze użycie, ale o tym niżej.
Uważam, że puszek byłby czymś przydatnym w opakowaniu. Jego brak trzeba zastąpić pędzlem.

Zapach: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Brak, co jest plusem.

Konsystencja i kolor: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Zdziwiło mnie to, że puder jest biały. Zazwyczaj kupowałam pudry dobrane do koloru skóry. Trochę się obawiałam, że będzie to widoczne na twarzy. Jakieś rozjaśnienie czy coś podobnego. Absolutnie nic z tych rzeczy! Na twarzy puder jest kompletnie niewidoczny oprócz tego, że matuje.
Wygląda trochę jak zwykły talk lub mąka, choć jego konsystencja jest o wiele lżejsza.

Wydajność: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Swoje opakowanie używam codziennie już od dobrych dwóch miesięcy, a nie widać praktycznie śladów zużycia. 

Użycie:
Jak wspominałam problem sprawiło mi rozpakowanie pudru. Oczywiście nie chodzi o ściągnięcie kartonika, czy o odkręcenie pudełeczka. Oczka w wieczku były zalepione papierem z nieziemsko mocnym klejem. Musiałam bardzo uważać, żeby go odlepić, a jednocześnie nie zrobić wokół siebie białej chmury pyłu. Ciężko poszło, ale w końcu papier udało się oderwać i niestety klej został na opakowaniu. Kupowałam ten puder dla siebie i mamy i w obu przypadkach zrobiło się tak samo. Trochę nieładnie to wygląda, ale da się przeżyć.
Polecam do niego duże pędzle, które szybko nałożą odpowiednią ilość produktu. Ja mam średni, którym macham na wszystkie strony świata i cały pyłek ląduje na dekolcie. Z chęcią zobaczyłabym wersję tego pudru w bardziej luksusowej (Disney'owskie księżniczki i ich pudrowanie noska trochę odbiło mi się na psychice :D) wersji z puszkiem. 
Z samego działania jestem nawet zadowolona. Zauważyłam, że najlepiej matuje skórę, na której nie ma żadnego podkładu. Wtedy utrzymuje się u mnie około 4 godzin. Super współgra z podkładem Ever Lasting, a efekt również widoczny przez parę godzin. Albo mi się wydaje, albo trochę gorzej wypadł z Inglotem, gdzie po 2 godzinach musiałam poprawić matowanie.
Lato i upały nie są dobrym okresem do testowania kolorówki, bo większość kosmetyków spływa zanim zdąży dobrze wyglądać.

Składniki:
ZEA MAYS STARCH, KAOLIN, MICA, METHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, SILICA, IMIDAZOLIDINYL UREA, CI 77891, CI 77491




Ocena końcowa: ♥ ♥ ♥ ♥

Cena regularna: 45,00zł/7g


Następna notka będzie o mojej zdradzie.
Bądzcie czujni.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Wyniki losowania!

Cześć!
Nadszedł dzień ogłoszenia wyników losowania. Na początku chciałabym podziękować wszystkim za zainteresowanie (odbiło się to dość wyraźnie na statystykach :)). Zdaję sobię sprawę, że dużym utrudnieniem była lokalizacja odbioru nagrody, dlatego tak niewiele osób skusiło się na udział. Już teraz mogę zapewnić, że planuję również inne konkursy i zabawy zarówno dla wrocławianek jak i dla wszystkich pań w Polsce! 


Przypomnę zasady uczestnictwa:  

Aby zgłoszenie było poprawne należało spełnić dwa warunki:
  1. Udostępnić obrazek z informacją na swoim blogu lub publicznie na Facebooku.
  2. W komentarzu napisać:
    • swoje imię
    • podać link do swojego bloga lub profilu na Facebooku, gdzie udostępniono obrazek,
    • adres e-mail
    • odpowiedź na pytanie: Czy do tej pory miałaś/eś okazję używać produktów firmy Oriflame?
Od 20 do 31 lipca złosiło się zaledwie pięć osób, z czego cztery zgłoszenia były poprawne.
Daty dodania komentarzy ustaliły listę, która przedstawia się następująco:
  1. Anita anitk4.blogspot.com
  2. Martyna darmowe-gadzety.com
  3. Weronika so-fan-fashionistki.blogspot.com
  4. Sabina isthemagichereforever.blogspot.com
Losowanie odbyło się poprzez jednorazowe wygenerowanie losowej liczby przez portal www.losowe.pl



Nagrodę w postaci podwójnego zaproszenia na spotkanie, gdzie odbędzie się indywidualny dobór kosmetyków oraz zestaw kosmetyków niespodzianka otrzymuje 
Anita www.anitk4.blogspot.com
Gratulacje ☺

Anito, od teraz wszystkie sprawy związane z odbiorem nagrody załatwiać będziemy przez pocztę elektroniczną. Wyczekuj mejla ode mnie :) 

Jeszcze raz gratuluję, a pozostałych zapraszam do śledzenia bloga i wypatrywania nowych konkursów!
Pozdrawiam :)