sobota, 20 lipca 2013

Losowanie!

Halo, halo!
Czy mamy tutaj kogoś z Wrocławia, okolic lub z możliwością dojazdu do stolicy Dolnego Śląska?
Jeżeli tak, to świetnie się składa, ponieważ przygotowałam dla Was losowanie!

Zacznę od najprzyjemniejszej rzeczy, a mianowicie od nagrody. Co mam dla Was?
  1. Jedno podwójne zaproszenie na indywidualny dobór kosmetyków o wartości 60zł
  2. Zestaw kosmetyków - niespodzianka.

Spotkanie odbędzie się we Wrocławiu przy ul. Włodkowica 10a.


Co zrobić, żeby wziąć udział w konkursie?
  1. Udostępnij powyższy obrazek z informacją na swoim blogu lub publicznie na Facebooku.
  2. W komentarzu napisz:
    • swoje imię
    • podaj link do swojego bloga lub profilu na Facebooku gdzie udostępniłaś/eś obrazek,
    • adres e-mail
    • odpowiedz na pytanie: Czy do tej pory miałaś/eś okazję używać produktów firmy Oriflame?
Np.
Malwina
zolzamalina.blogspot.com
zolzamalina@gmail.com
tak

Konkurs trwa do końca lipca. Ogłoszenie wyników odbędzie się w czwartek 1 sierpnia.
Zaproszenie można będzie zrealizować od 2 sierpnia do 30 września po wcześniejszym uzgodnieniu daty.  

Powodzenia ♡

piątek, 19 lipca 2013

Terracotta Powder unboxing

Hej, hej! 
Przygotowałam fotorelację z otwierania kosmetyku, który na warsztatach przyciągnął moją uwagę swoim wyglądem i elegancją. Nie mogłam się doczekać momentu w którym będę miała go na wyłączność. Cierpliwie (to dziwne jak na mnie :D) czekałam aż skończę Inglotowy róż o podobnym odcieniu. Chciałam uniknąć tego, że kupię coś nowego i zacznę używać, a końcówka starocia będzie leżeć do utraty ważności. 
W każdym razie Inglota skończyłam, trafiłam na promocję w katalogu i go kupiłam. "Go" czyli co? 
Prosze bardzo:

Oriflame Beauty Terracotta Powder

Brązujący puder Oriflame Beauty Terracotta


Pierwsze co zaskoczyło mnie pozytywnie to fakt, że opakowanie było zawinięte dodatkowo w ochronną piankę, dzięki której obicia nie zaszkodzą przy transporcie pudełka. Do tej pory rzadko (Jeżeli w ogóle? Nie pamiętam, nie zwracałam na to uwagi.) się z tym spotykałam. Perfumy, coś szklanego owszem, ale kolorówka? Dla mnie plusik, tym bardziej, że w wakacje często używam kosmetyczki i nie chciałabym, żeby coś uszkodziło mi opakowanie.


Wyciągam puder z kartonika iii już nie mogę się doczekać momentu użycia. Jestem w gorącej wodzie kąpana i kiedy przychodzi paczka cały świat dla mnie nie istnieje :D Tylko ja, kosmetyki i ich testowanie. 

Kiedy na warsztatach po raz pierwszy rzuciłam okiem na ten puder, to nieszczególnie zwrócił moją uwagę. 
Był zamknięty i przez wieczko zobaczyłam tylko złote fale i trochę się zraziłam, bo błyszczące. A do błyskotek na twarzy można powiedzieć, że się dopiero przyzwyczajam. Zazwyczaj wybieram matowe kosmetyki. 
Parę chwil później menadżerka użyła go do makijażu i "puściła w obieg". Trafił do mnie.
Stwierdziłam, że w sumie ten złoty nie jest taki zły. Po paru użyciach znika i zostaje sam brąz. Całość wygląda jak pustynia i to mnie urzekło. Jeszcze bardziej kojarzy mi się z latem.
Można powiedzieć, że to było zauroczenie od drugiego wejrzenia :)

Warto kliknąć na zdjęcie, żeby zobaczyć produkt w większym rozmiarze.

Żeby zrobić to zdjęcie musiałam bardzo się postarać. Nie policzyłam ile razy zrobiłam ruch pędzlem (między pudrem, a ręką), żeby nałożyć widoczną warstwę, ale było ich sporo.  Próbowałam pędzlęm, później palcem i znowu pędzlęm, a efekt i tak nie jest taki jaki oczekiwałam. Nie wiem co było tego przyczyną. Nie miałam posmarowanych rąk. Na pędzlu i palcu pudru było dużo, na twarzy przyjmował się w normalny sposób. 





Opis producenta: Połączenie naturalnych odcieni brązu i rozświetlających miodowych refleksów dodaje twarzy słonecznego blasku i uszlachetnia rysy. Jedwabista konsystencja i budująca formuła dopasowuje się do każdego typu karnacji. Uwagę przykuwa faktura pudru pofalowana niczym piaskowa plaża.

Opakowanie: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Tak jak wspominałam wyżej plusik za gąbeczkę ochraniającą - mnie się przyda. Plastikowe opakowanie jest gustowne i bez przepychu. Lubię jego zamknięcie na zatrzask. Te dwa wgłębienia ułatwiają otwieranie, więc paznokcie czy palce na tym nie cierpią :)


Zapach: ♥ ♥ 
Jest niewyczuwalny przy użyciu. Dopiero jak przytknęłam nos to poczułam dziwny, brzydki zapach, jakby coś spalonego, duszącego. Nie potrafię do czegoś przypisać tego zapachu. Ale dobre jest to, że żeby go poczuć musiałam bardzo blisko przysunąć puder do nosa, a codziennie tego się nie robi :)

Konsystencja i kolor: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Brązowy, prasowany puder. Jest twardy, nie kruszy się. Przy użyciu pędzla nie zostawia pyłku i nie brudzi wszystkiego wkoło. Żadnego pomarańczowego efektu.

Wydajność:
Złoty wzorek kończy się po paru użyciach. Całości nie jestem w stanie jeszcze określić.

Użycie:
Jak pisałam wyżej dość dziwne jest nakładanie tego produktu. Pędzlem nie da się go nałożyć za dużo. No chyba, że ktoś ma dużo czasu, albo rozsmaruje bezpośrednio całe opakowanie po twarzy :D Nie wiem czy to kwestia pigmentacji, czy co.
Puder faktycznie matuje. Jedyne rozświetlenie, to złote drobinki, które i tak po paru użyciach znikają. Później z pudru robi się zwykły, matujący bronzer. Mnie to nie przeszkadza, a nawet to dla mnie pozytyw. Bardzo ładnie można wykonturować nim twarz. 

Skład:
TALC, MICA, ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, NYLON-12, MAGNESIUM STEARATE, HYDROGENATED POLYISOBUTENE, DIMETHICONE, ETHYLHEXYL PALMITATE, CAPRYLYL GLYCOL, PROPYLPARABEN, METHYLPARABEN, TIN OXIDE, CI 77492, CI 77491, CI 77499, CI 77891, CI 19140

Ocena końcowa: ♥ ♥ ♥ ♥

Cena regularna: 42zł/9,5g


wtorek, 16 lipca 2013

Atrakcyjne ceny! & Everlasting

Moje Kochane!
Dzisiaj odebrałam kolejną paczkę i w niej masę ciekawych kosmetyków :)
Mam dla Was bardzo atrakcyjne promocje! Zapraszam tutaj: KLIK
Jeżeli macie jakieś pytania zapraszam do kontaktu poprzez formularz po lewej stronie, bezpośrednio przez mejla zolzamalina@gmail.com albo w komentarzach.

W poprzednim zamówieniu wzięłam dla siebie próbkę podkładu EverLasting Foundation. Miałam możliwość już go wypróbować na warsztatach, ale jakoś nie byłam zdecydowana. Inne są odczucia, kiedy można się pomaziać u siebie w łazience, widzieć wszystko we własnym lustrze, niż w Filii, później wyjść na miasto, a po powrocie do domu zobaczyć efekt po kilku godzinach.
Niemądrze zrobiłam, bo oczywiście zamówiłam sobie cały podkład w czwartek, a próbki nie wykorzystałam... do wczoraj.
Trochę czas mnie gonił i znowu bym zapomniała, że miałam użyć EverLasting i zaczęłam się pacykować starszym, kończącym się podkładem z Inglota (swoją drogą bardzo go lubię, ale chyba odcień jest trochę za ciemny, a wzięłam najjaśniejszy z serii). Na szczęście nie rozsmarowałam go po całej twarzy, więc stwierdziłam, że jeszcze zdążę go zastąpić próbką. Zmyłam, nałożyłam krem i zaczęłam szukać próbki. No i zginęłam we własnym pokoju, haha. Przeszukałam wszystkie torebki, biurko, nawet w szufladach, stolik jeden, drugi, kosmetyczkę. Za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ją położyłam. W końcu znalazłam! Gdzieś tam leżała sobie kremowa próbeczka, przygnieciona stertą kartek. Szybko rozerwałam opakowanie i kontynuowałam malowanie.


No i się zaczęło. Przerażenie, trochę strachu i od razu myśli "po co ja go zamawiałam przed testem, od razu po otworzeniu paczki w biurze zostawię ten podkład w cholerę!". Konsystencja bardzo przypominała mi rozświetlający podkład z Avonu, którego nie skończyłam do tej pory i buteleczka kurzy się gdzieś w łazience. Zrobiłam parę oddechów i na spokojnie  rozsmarowywałam kremową konsystencję. No i znowu pesymistyczne myśli przebiegły mi po głowie, że słabo się rozprowadza, że nie kryje jak powinien, błyszczę się jak księżyc w pełni, po co ja zmazywałam kończącego się Inglota! Dałam parę chwil na utlenienie, poprawiłam strefę T pudrem pyłkowym, podkreśliłam różem kości policzkowe. Było o pół nieba lepiej, bo  na pewno nie całe. Nie wiem czy przez sztuczne światło w łazience wydawało mi się, że jestem blada jak ściana. Może przez ten pierwszy szok faktycznie zrobiłam się blada :P Wyskoczyłam do toaletki, obejrzałam się w dziennym świetle i było w miarę ok. Nie miałam czasu na kolejne zmazywanie, więc wytuszowałam oczy, maznęłam trochę pomadki i zeszłam do kuchni, żeby sięgnąć po opinię mamy. Mamo, zobacz na moją twarz, wygląda normalnie? W miarę naturalnie? - spytałam i dostałam odpowiedź, że jest fajnie, naturalnie i kolor całkiem dobrze komponuje się w mój odcień cery. Meeega mi ulżyło, serio. Znowu poszłam do lusterka i  znowu wyglądałam o 1/4 nieba lepiej niż na początku (to już w sumie 3/4 nieba :D).
Zaryzykowałam i wyszłam z domu z tym czymś na twarzy. Nie czułam na twarzy kompletnie nic, żadnego uczucia ciężkości ani tłustych miejsc.
Kiedy wróciłam i spojrzałam w lusterko efekt utrzymywał się całkiem nieźle, ale nie idealnie. W niektórych miejscach zauważyłam smugi, ale to raczej dlatego, że przerażenie wzięło górę i nałożyłam sobie taką masę specyfiku, że nasiąknęłam jak gąbeczka. Mimo wszystko nie było efektu maski - wielki plus! Wieczorem, a raczej w nocy, kiedy chciałam zrobić demakijaż cała "tapetka" nadal była obecna. Taki efekt już dopuszczałam do myśli, bo nie pudrowałam noska od momentu wyjścia z domu, ale o zmycie podkładu musiałam sie bardzo postarać.
Dzisiaj na spokojnie wycisnęłam końcówkę próbki i jak zazwyczaj się pomalowałam. Już bez żadnych czarnych myśli stwierdziłam, że podkład jednak prezentuje się całkiem dobrze i nie będę go odsyłać jeżeli masa w buteleczce nie będzie się znacząco różnić od próbki. Chyba po prostu znalazłam dobrze dobrany kolor i się wystraszyłam własnego odbicia, haha. :D
Pełnowymiarowy produkt przyszedł i nadal leży w paczce, trochę boję się go wyciągać. Będą dwa wyjścia: albo zostanie ze mną na zawsze albo wyślę go na wieczną wycieczkę do Oriflame i nigdy już go nie zamówię.
Recenzja za jakiś czas.
Stay tuned!

Edit: Uwielbiam Bloggera i to, że zapisuje każde słowo. ♥ Przez przypadek cofnęłam stronę i zamarłam, że straciłam całą notkę.


sobota, 13 lipca 2013

Malinowe orzeźwienie

Cześć! Chyba nie mogliście się doczekać następnej notki, bo zauważyłam ostatnio duży skok odwiedzin. Dziękuję! :)
Przypominam, że u góry możecie przejść na zakładkę "Do kupna", gdzie oferuję Wam kosmetyki w tańszych cenach. 

Dzisiaj mam dla Was coś na ochłodę, a jest to:

Nature Secrets Body Mist with Energising Mint & Raspberry

Mgiełka do ciała Nature Secrets z energetyzującą miętą i maliną

Opakowanie wyjątkowo nie chciało się sfotografować, ale jako taka fotka wyszła.
Kosmetyk idealny na lato. Zwłaszcza na upalne dni, ale o tym niżej :)

Opis producenta: Energetyzująca mgiełka z ekstraktami z mięty i maliny zapewni fantastyczne orzeźwienie Twojemu ciału i zmysłom! Przyjemnie odświeża i nawilża skórę.

Opakowanie: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Jak dla mnie dobrane idealnie do funkcji kosmetyku. Nie jest za duże, sprytnie mieści się w torbie między innymi rzeczami. Plastik z którego jest wykonany nie jest ciężki w porównaniu np. do szklanych opakowań. Nie jest na tyle giętki i cienki, żeby deformować się przy nacisku np. książek albo zakupów. 
Jestem bardzo zadowolona z tego, że nie cieknie z rozpylacza. W niektórych mgiełkach bywa tak, że po użyciu leje się koło otworu. Albo trafiłam na dobrze wykonane zamknięcie, albo po prostu Oriflame o to dba :) 


Kolor i konsystencja: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Leciutko różowa woda, która po wstrząśnięciu się pieni. Nie zostawia tłustych śladów.


Zapach: ♥ ♥ ♥
Taki sam jak krem do rąk *kliknij, żeby przejść do recenzji* - w końcu produkty z tej samej serii. Zdecydowanie czuć malinę i świeży zapach mięty. Największym minusem jest to, że czuć krótko zapach na ciele. Na ubraniach utrzymuje się troszkę dłużej, ale chyba nie o to chodzi.

Wydajność: ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Oooj, jest wydajna, trzeba przyznać. Podczas upałów w zeszłym tygodniu psikałam się nią wszędzie i o każdej porze: przed wyjściem na dwór, na przystanku, podczas jazdy na rowerze. Mgiełka towarzyszyła mi wszędzie, czasami nawet częściej niż portfel :) W każdym razie nie oszczędzałam jej, a spokojnie zostało mi jeszcze ok. 60ml. (Zdjęcie wykonane jest ok. dwa tygodnie temu, gdzie poziom wody jest mniej więcej przy napisie "nature". Dzisiaj, po wielu użyciach poziom sięga górnej części środkowej malinki na obrazku.)

Użycie:
Tak jak wspominałam - nie oszczędzam. Jeżeli tylko czuję, że potrzebuję orzeźwienia, to psikam po całej powierzchni rąk, nóg, szyi i karku. Szybko się wchłania. Bywało, że za blisko użyłam rozpylacza, więc po prostu ją wcieram. W miejscach, gdzie rozpyli się za dużo produktu można odczuć lekkie lepienie się, ale uczucie znika kiedy produkt dobrze się wchłonie.

Składniki:
AQUA, ALCOHOL DENAT., GLYCERIN, PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL, PARFUM, SODIUM CITRATE, LIMONENE, HEXYL CINNAMAL, CITRIC ACID, LINALOOL, BENZYL SALICYLATE, PROPYLENE GLYCOL, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, RUBUS IDAEUS FRUIT EXTRACT, GERANIOL, MENTHA AQUATICA LEAF EXTRACT, POTASSIUM SORBATE, SORBIC ACID, METHYLPARABEN, CI 17200

Ocena końcowa: ♥ ♥ ♥ ♥

Cena regularna: 25zł/150ml



Jeżeli miałyście możliwość użycia tej mgiełki, to koniecznie napiszcie Wasze wrażenia :)





czwartek, 4 lipca 2013

Liebster Award


Co to takiego Liebster Blog?
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Mnie nowinowała India-neczka, za co bardzo dziękuję :)
Pytania jakie mi zadała są następujące:
  1. Ulubiony kosmetyk?
    Odpowiedź: Pytanie z kategorii "banał na który nie potrafisz odpowiedzieć jednoznacznie" :D
    Szczerze mówiąc... nie mam pojęcia! Nie mam najbardziej ulubionego produktu. Testuję wszystko po kolei i moi ulubieńcy zmieniają się z każdymi nowymi zakupami. Aktualny ulubieniec to karmelowe jajeczko :)
  2. Najbardziej uznana przez Ciebie marka kosmetyczna?
    Odpowiedź: Chyba wiadomo co odpiszę: Oriflame. Ale, żeby nie było monotematycznie: do paznokci lubię Golden Rose, kolorówkę Inglota, włosy Pantene.
  3. Ikona piekna według Ciebie?
    Odpowiedź: Uwielbiam urodę Cary Delevingne i Zuzanny Kołodziejczyk.
  4. Bez czego mogła byś sie obejśc kolorówka czy kosmetyki do pielęgnacji?
    Odpowiedź: Bez kolorówki :)
  5. Ulubiony naturalny kosmetyk?
    Odpowiedź: Maseczka z miodu i mąki. No i oczywiście Oriflame w całej okazałości.
  6. Ukochane perfumy?
    Odpowiedź: Lancome, La vie est belle
  7. Co myślisz o wypełnianiu ust, operacjach plastycznych itp.?
    Odpowiedź
    : Sądzę, że to indywidualna sprawa każdego człowieka, ale wydaje mi się, że duży wpływ na decyzję mają kompleksy i niska samoocena. 
  8. Najlepszy produkt do pielęgnacji włosów według Ciebie?
    Odpowiedź
    : Jedwab CHI, Farouk.
  9. Ulubiona ksiązka?
    Odpowiedź
    : Nie mam szczególnie ulubionej książki. Każdą czytam raz i raczej do niej nie wracam. Lubię opowiadania o romatycznym zabarwieniu, ale także kryminały. Aktualnie czytam Houston, mamy problem. Katarzyny GrocholiKoniec świata w Breslau Marka Krajewskiego i przygotowuję się do czytania Lśnienia Stephena Kinga.
  10. Co myslisz o blogach?Odpowiedź:  Są dobrym miejscem do wyrażania własnych przemyśleń i opinii. 
  11. Przepraszam na 11 nie mam pomysłu :D
    Odpowiedź:
    Nic się nie przejmuj :D 

Moje pytania:
  1. Jedziesz na wakacje, ale możesz ze sobą wziąć tylko trzy kosmetyki. Jakie bierzesz?
  2. Prostownica czy lokówka?
  3. Jaka jest Twoja opinia na temat Oriflame?
  4. Jaki według Ciebie jest najbardziej uniwersalny kosmetyk, który poleciłabyś każdemu?
  5. Dlaczego blogujesz?
  6. Jaki jest Twój ulubiony kosmetyk wszechczasów?
  7. Czego się boisz najbardziej?
  8. Jaki jest Twój ulubiony film?
  9. Wymarzone miejsce na odpoczynek to...?
  10. Co chciałabyś zrobić, ale nie masz na to odwagi?
  11. Zawartość torebki bez której nigdzie się nie ruszasz to...?
Znalezienie blogów, które mają mniej obserwatorów ode mnie graniczy z cudem, dlatego oznaczam głównie swoich (nielicznych, ale bardzo dziękuję!) obserwatorów:



poniedziałek, 1 lipca 2013

Decouina

Dzisiaj odstąpię trochę od tematu kosmetyków, bo chciałam Wam pokazać rzecz z której jestem dumna.
Może to żadna rewelacja, dla niektórych prościzna i banał, ale ja się zachwycam, bo efekt jest idealny jak w moim wyobrażeniu.
Prezentuję Wam koszlkę, ręcznie malowaną, a raczej ręcznie pisaną :)



Zrobiłam ją dla mojej siostry ciotecznej na jej urodziny. Wcześniej pokazywała mi bluzki, które nie zachwycały jakością, dlatego sama kupiłam bokserkę i namalowałam napis. Była bardzo zaskoczona, że to nie jest naprasowanka albo wydruk, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło, bo widocznie efekt jest profesjonalny.
To moja pierwsza tak udana koszulka (a wcześniej zrobiłam tylko jedną w liceum, kiedy schrzaniłam napis i ubrałam ją może raz :P).
To był kolejny czynnik mojego dobrego sobotniego humoru, bo tak jak wiecie (jeżeli nie to zapraszam do czytania starszych postów) lubię robić prezenty i niespodzianki. Na samą myśl nie mogłam się doczekać kiedy wręczę torebkę z bluzką w środku. 

Przy okazji zapraszam na mojego fan page'a z ręcznymi robótkami. :) Ozdabiam techniką decoupage, szyję z filcu i maluję na tkaninach. 

Kliknij na obrazek, żeby przejść do strony

Tyle na dzisiaj,  idę korzystać z wolnego (w końcu! :)) popołudnia, buziaki!